poniedziałek, 14 listopada 2016

Nowa Siła

Hej,
dawno mnie nie było, byłam trochę zdołowana. Ostatnio odpuściłam wiele stresów i mam nowa siłę do działania. Moja firma chwilowo jest zawieszona, bo jest zima, ale od wiosny będzie szał. Mam nowa umowę z fajna producentka roślin i wystawiam je na allegro. Na razie małe zainteresowanie, dlatego że leży śnieg :) Dodatkowo od wiosny zajmę się produkcją roślin bardziej egzotycznych, ozdobnych i różnych nieznanych roślin leczniczych. Myślę, że będzie zainteresowanie ;) już nie mogę się doczekać.

Ciąży jeszcze nie ma, ale czym dłużej na nią czekam tym bardziej mi sie odechciewa. Jak będzie to będzie, teraz nie chce mi się o tym myśleć ;) bo mam ciekawsze rzeczy do roboty. Przez zimę będę planować sadzenie moich egzotycznych roślinek, pisać 4 blogi i pomagać mężusiowi przy szczepieniu orzechów.

Właśnie przyszedł mój ukochany mężuś i zaprosił mnie na romantyczny spacer w świetle księżyca, bo jest pełnia i spadł pierwszy śnieg od kilku lat. Światło księżyca odbija się od grubego śniegu i jest pięknie :) wszystko było by wspaniale gdyby nie to że przed chwilą wykąpałam się i umyłam włosy i zadowolona maluje paznokcie :) i tak się cieszę że m,nie zaprosił :) że wykazał się tą romantycznością, co jest u niego już rzadko spotykane. Nie macie pojęcia jak żałuję że dziś wyką pałam się wcześniej. Mam nadzieję, że jutro będzie taka sama pogoda :)

piątek, 21 października 2016

Zawieszam działalność :/

I love nothing more than writing and reading on a rainy day while drinking coffee. ✧✧ B e l l a M o n t r e a l ✧✧:
Przez całe lato czekałam na tą jesień, na sezon jesienny, żeby doładować konto. Beztrosko wydawałam pieniądze zarobione wiosną. A tu psikus, sprzedaż tej jesieni jest bliska zeru. Na koncie pustki. Więc idę w przyszłym tygodniu zawiesić działalność, i szukam pracy. Chyba to nic dziwnego, że czuję się w depresji. Pada deszcz a ja siedzę całe dnie samotnie w domu i nic. Nie mam nowego pomysłu. Przynajmniej mój mężuś ma urwanie głowy ze sprzedażą orzecha włoskiego, to będziemy mieli kasę na jedzenie. 

Staramy się o dziecko, ale jakoś ono nie przychodzi. Brak kasy trochę zniechęca do dzidziusia ale powtarzam sobie to, ile będę mieć zasiłku, i już się trochę mniej boję o przyszłość. I tak szukam pracy. Bardziej chcę stałego zarobku niż dziecka. Praca najpierw. Czuję się już trochę za stara na to wszystko. Niedługo będę mieć 30 urodziny, powinnam mieć już wypracowana pozycję w zarabianiu pieniędzy i trojkę dzieci. Moje dzieci są na cmentarzu, praca też. Nie mam siły. Pomocy.

Zaczęłam chodzić w poniedziałki na odnowę w Duchu Świętym, wspaniale jest czuć obecność Boga blisko.

Przynajmniej jabłka są pod dostatkiem. 

środa, 13 lipca 2016

o co chodzi?


Dawno nie pisałam bo zaczęłam się udzielać na forum dla mam, i to forum mi służyło do wylewania się. Teraz jednak stwierdziłam że te babki są głupie (no może nie wszystkie) i mam ich dość. Ogólnie jestem wkurzona i nic mnie nie cieszy. Nie wiem dlaczego. Wiem, że mam wspaniałego męża, prowadzę firmę, która mi daje satysfakcję, mam kochającą rodzinę, i dość dobre zdrowie... więc o co mi kurna chodzi? okres już przeszłam, jestem 4 dni po, zbliża się owulacja, powinnam skakać do sufitu ze szczęścia. A najchętniej udusiłabym kota, i rozwaliła samochód siekierą. 


Piscine:
to mógłby być mój taras ;)
Staram, się postępować na co dzień normalnie, pomimo uczuć. I cały czas wystawiam aukcje, dziś dla odmiany chwilę plewiłam pole z moim mężem. To jest najbardziej dołująca praca świata, czułam się jak bym była skazana na kamieniołomy. Dlaczego musimy pracować w takim mozole? Musze się przebranżowić! Mieszkam w tym brzydkim, obrzydliwym domu tylko dlatego że kocham męża i nie chcę go zostawiać, a on tu ma gospodarstwo. Dziś nie rozumiem jak gospodarstwo może cieszyć, i wcale się nie dziwię, że ludzie uciekają do miast na przedmieścia. 

Dobrze, że lubię pisać na komputerze, to mogę sobie napisać ten wpis, może mi się przez to polepszy humor. Może powinnam się zająć zawodowo pisaniem? W tym momencie chyba jedyna rzecz jaka by mnie cieszyła do duży przypływ gotówki, taki żebym mogła kupić nowy, wygodny dom i samochód i w tym domu urządzić pokoje dla dzieci, moją piękną sypialnię, kuchnię, łazienkę. A jak to wszystko będzie gotowe, to chciałabym rodzić dzieci w nieskończoność, bez przejmowania się czy starczy na to pieniędzy. Potem mogłabym wychowywać te dzieci, to miałoby sens. Życie bez dzieci jest bez sensu.

W czasie najbliższej owulacji, czyli chyba za tydzień, będzie powstawało we mnie nowe życie. Chcę juz wszystko przygotowywać dla tego nowego człowieka. Chciałabym wydawać na to pieniądze. Chyba to co mnie cieszy najbardziej to zarabianie i wydawanie pieniędzy, ale ciułanie w mozole to nie jest zarabianie. 

No niestety nie jestem zbyt altruistycznie nastawiona do świata, ale przynajmniej jestem szczera ze sobą.

czwartek, 9 czerwca 2016

Sarenka

W zeszłą sobotę mój mąż znalazł w sadzie sarnę noworodka jeszcze mokrą, zostawił ją tam, ale następnego dnia leżała tam nadal już taka zdychająca, w ogóle się nie ruszała, wyglądała jak martwa, była wiotka, widać było, że żyje tylko po tym, że oddycha. Przyniósł ją do domu i szwagierka się bardzo ucieszyła i przygarnęła ją. Niestety po kilku godzinach jak juz nabrała sił po pierwszym posiłku jaki jej daliśmy już było widać że coś z tą sarną nie tak, tzn dziwnie sie rusza, wygląda jak upośledzona, trochę jak dziecko z porażeniem mózgowym. Mój mąż stwierdził, że to przez osłabienie, bo była skrajnie niedożywiona, więc daliśmy jej czas kilka dni, żeby wydobrzała. Moja szwagierka się zniechęciła, bo sarna niby jest silniejsza, żwawsza i już trochę zgrubła to nadal nie wstaje, nadal trzeba jej podtrzymywać głowę do karmienia. I tu się zaczęło.


Mój mąż nadal nie widzi, że ta sarna jest chora. Rozmawiałam z nim kilka razy, ciągle twierdzi, że jest osłabiona i dlatego nie wstaje i nie umie utrzymać głowy. Przeraża mnie to trochę bo on bardzo się nią opiekuje, karmi ją butelką, gada do niej, teraz pracuje cały dzień na dworze i ta sarna leży na trawie obok niego i on co chwilę idzie do niej, żeby ja pogłaskać i pogadać do niej. On się strasznie cieszy, teraz chodzi uśmiechnięty. Na początku wydało mi się to słodkie, że dobrze to wróży na przyszłość. Ale ta sarna jest naprawdę niepełnosprawna, wygląda dziwnie. W nocy piszczy bo jest głodna, ale mój mąż ma kamienny sen i ja wstaję do karmienia, co mnie wkurza, bo też mam pracę, a chodzę jak zombi. Nie chcę tej chorej sarny. Chcę dziecko.

Proponowałam mu, żebyśmy zabrali ją do weterynarza, żeby wydał opinię czy jest chora czy tylko osłabiona. A jeśli chora, to żeby ją humanitarnie uśpił. Oczywiście męża nie da się do tego przekonać. Już mija dziś 5 dzień i moim zdaniem jest mała poprawa, i ta sarna nigdy nie nauczy się chodzić. A mąż twierdzi, że cały czas widzi poprawę i że za jakiś czas sarna wyzdrowieje. On się nią opiekuje jak dzieckiem Sad  to mnie rozwala emocjonalnie. Strasznie mnie dołuje ta sytuacja. A mąż jest cały szczęśliwy.


Co ja mam robić? Czy dać czas mężowi? Czuję się rozbita. Nic mam nie robić? czekać? Ta sarna śpi w naszym pokoju w pudle z sianem, ale chyba dziś ją wyniosę do stodoły i będzie głodować w nocy :/ muszę chodzić do pracy, a ta sarna to nie jest moje dziecko. Ale najgorsze jest to, że jestem rozbita i martwię się że jak można nie widzieć takiej ewidentnej choroby???? On naprawdę w nią wierzy 

poniedziałek, 16 maja 2016

załamka

Po śmierci i narodzinach Róży milion osób mi powiedziało, że jestem silna, i dzięki nim tak się czułam. Czułam sie silna i dumna z tego, że nie usunęłam ciąży. Wcale nie czuje że zawiodłam, zrobiłam wszystko co mogłam. Dlatego czułam się gotowa na następną ciążę, chciałam kolejnemu dziecku dać całą siebie. 6 tygodni po porodzie ginekolog powiedział, że jestem idealnie zagojona i wcale nie muszę czekać ze staraniem sie o następne, że jeśli chce to mogę już. I kolejna kruszynka pojawiła się od razu w pierwszym cyklu. Tylko... tak coś czułam że to chyba ciąża ale trochę jak nie ciąża. Więc nie byłam pewna. I jak pisałam wcześniej poronienie zaczęło sie w dzień w którym zrobiłam test z krwi i dowiedziałam sie, że jednak ciąża. Tylko wtedy juz krwawienie się zaczęło, więc jak zobaczyłam wynik, już wiedziałam, że ta kruszynka jest chora i umiera. Gdybym nie zrobiła tego testu to nawet bym nie wiedziała, że istniała. To taki chwilowy, krótki błysk. Tego dnia byłam u lekarza i powiedziałam, że to moja trzecia nieudana ciąża. A więc trzecia. Teraz czuję się przegrana, jak kobieta gorszej kategorii. Czy wszystkie moje dzieci będą chore? I będą umierać? Ostatni Okruszek jeszcze nie dotarł do mojej świadomości. To juz trójka dzieci umarła? A może więcej razy nie wiedziałam, nic nie wiedziałam i myślałam że to okres? Teraz czuje wstyd, że jestem niepełnosprawną kobietą. Powoli wypada mi z rąk nadzieja, że to tylko nieszczęśliwy przypadek. Teraz moja dusza jest chora i umiera. Nie chcę zamiast miesiączek mieć kolejnych poronień. 

Na szczęście mój mąż w ogóle nie dopuszcza do siebie myśli, że coś może jest z nami nie tak, i oczywiście że będziemy mieli jeszcze pełno zdrowych dzieci. Jego pewność trzyma mnie na powierzchni i daje odwagę żeby próbować jeszcze raz. Bo tym razem, wcale nie czuję się gotowa na kolejną ciążę, ale dzięki niemu chciałabym spróbować jeszcze raz zanim wybiorę się do kliniki. Ty razem boje się jak nie wiem, kolejna strata mnie zniszczy. Dziś już nie mam ochoty słuchać Sinead, teraz jest czas na Preisnera.

sobota, 14 maja 2016

już nie mam siły walczyć

I znów poronienie... tym razem było szybko, sprawnie i bez bólu. Nawet nie jestem zaskoczona, tak ostatnio słabo sie czułam, i tak podejrzewałam że tak będzie. Wewnętrznie wiedziałam, że jestem w wadliwej ciąży. Jednak dopiero gdy mi się to potwierdziło w badaniu krwi i na usg to jakoś mnie to uderzyło, że ... CO SIĘ DZIEJE??? Dlaczego moje zarodeczki umierają? Dlaczego chorują? Skąd to sie bierze? Czy ktokolwiek będzie umiał odpowiedzieć na te pytania? CZY MOGĘ MIEĆ ZDROWE DZIECI? Bardzo sie boję i muszę odpocząć od tego. Nie mam ochoty teraz o tym myśleć, ale za tydzień idę do ginekologa po skierowanie do Kliniki Leczenia Niepłodności.

Musze od tego odpocząć, zajmę się czymś innym, pracą, malowaniem i treningami z Chodakowską. Mój mąż teraz szczepi drzewka orzechowe, uwielbiam patrzeć na jego silne dłonie. Muszę znaleźć dla nas nowy dom, który będzie gdzieś daleko od problemów, uciekam, już nie mam siły walczyć.

wtorek, 26 kwietnia 2016

Jak mama




beginners guide to grocery shopping in Japan. Has a great list of basic items in kanji, kana, and romaji.:

Moja sąsiadka, 10 lat młodsza ode mnie ma roczna córeczkę, to jest bardo miła dziewczyna, lubię ją. Przedwczoraj w sobotę robiła imprezę z okazji roczku jej dziecka. I zaprosiła mnie na tort urodzinowy następnego dnia. Napisałam jej że chętnie przyjdę bo to miła dziewczyna, bardzo się cieszyła jak się dowiedziała że jestem w ciąży, bo chciała żeby nasze dzieci się razem bawiły. Byłam tam z moją szwagierką (starsza siostra męża) i ustaliłyśmy, że na prezent kupimy pieluchy, w sumie nawet sama to zaproponowałam. Ale potem wyszło tak że szwagierka była w pracy a ja miałam te pieluchy kupić. I tak sobie myślałam, że wkopałam się... niby na co dzień czuje się dobrze, nie rozpaczam, ale takie zadanie wydawało mi się torturą. Wolałabym kupować pieluszki dla mojej córeczki i jeść tort z okazji jej 2 miesięcy życia. Z tej okazji tylko posadziłam nowe kwiatki na jej grobku. 
Zastanawiałam się czy nie odwołać tego spotkania, bo nie wiem czy się rozkleję, ale z drugiej strony czuję się trochę samotna i dobrze by było wyjść z domu do ludzi. Zastanawiałam się czy nie prosić żeby szwagierka kupiła te pieluszki po drodze z pracy, ale stwierdziłam, że spróbuję sama, wasze mogę wyjść ze sklepu, albo nawet do niego nie wejść i wtedy zadzwonić do szwagierki. Gdy stałam przed regałem z pieluchami, to zawahałam się, bo poczułam łzy. Mogłam zrezygnować z tego zakupu, ale jak już byłam tak blisko to chciałam je kupić i wyjść ze sklepu zanim zdążę się rozpłakać i udało się to. Zaczęłam płakać dopiero w samochodzie. Starałam się sobie wyobrażać, że to jest zakup dla mojego kolejnego dziecka, wtedy to byłby szczęśliwy zakup, ale nie umiałam sobie tego wyobrazić. Jechałam prosto do domu, rozmazał mi się makijaż, i jak mój mąż mnie zobaczył to długo przytulał, dobrze, że go mam. Wiedziałam, że i tak pójdę na to spotkanie, ale nie wiedziałam jak długo wytrzymam bez płakania. 
Windows, light, space and Island.: Własnie wróciłam z tego spotkania, było bardzo fajnie, ciesze się że poszłam. Jak dziewczyny zaczynały temat o dziecku co kręciło się koło nas to od razu miałam ochotę mówić o moich dzieciach i pewnie bym się poryczała, więc zmieniałam temat, a tematów było sporo (głównie obgadywałyśmy moją młodszą szwagierkę). Skupiałam uwagę na innych rzeczach i było fajnie. Na koniec dostałam tą małą dziewczynkę na kolana, nie protestowałam, nawet chciałam sprawdzić jak to jest trzymać małe żywe dziecko. Było super! teraz już mogę sobie popłakać, wyobrażałam sobie, że to jest moje kolejne dziecko, że jestem jego mamą, przytulałam je! To było super... Bardzo chce już być mamą i mieć swoje prywatne żywe zdrowe dziecko. Jak miałam ją na kolanach to przez chwilę pomyślałam, że tata mogłaby być moja córeczka i od razu łzy, więc powstrzymałam te myśli jak najszybciej i myślałam o nowym. To był tylko moment, zaraz poszłyśmy do domu. I teraz to przeżywam, teraz moja wyobraźnia będzie bardziej realistyczna.